czwartek, 29 kwietnia 2010

Skryba is back.

Dziś wracając do domu z kołchozu wpadłem na kilka ciekawych pomysłów. Ale od początku.
Parę miesięcy temu zacząłem pisać książkę. Trochę napisałem, potem jakoś nie było weny. Stwierdziłem, ze terminy czy kontrakty mnie nie gonią, więc nie ma sensu nic na siłę, bo wyjdzie większy gniot. OK, opowieść o z pozoru nudnym informatyku wplątanym w niezłą kabałę z inkwizycją i diabłem musiała poczekać. Aż tu dziś nagle kilka pomysłów naraz! Kto kiedykolwiek próbował pisać, wie, jak to jest. Po pierwsze, pomysły zapisać, póki gorące. Po drugie, jak już zaczniesz pisać, coś opisujesz, a sytuacja nieraz sama się rozgrywa. Widzisz oczyma wyobraźni swoich bohaterów, i to się samo dzieje. Trzeba to tylko opisać, wklepać. Drobne epizody rozrastają się w ten sposób na coś większego, bardziej znaczącego.
I wszystkich dziś nie rozwinę, po raz pierwszy na drodze nie stanął mi chwilowy brak pomysłu, tylko zmęczenie, rozsądek (to ja mam jakiś?) i późna pora.
Czasem zastanawiam się, dlaczego piszę. Czy tylko dla przyjemności? Czy to właśnie ma być ten ślad, który po sobie zostawię? Jeszcze siedem lat... Niezależnie od celów, jakie nam przyświecają, jeden zawsze będzie. COŚ zostawić po sobie. I coś mieć. Sens?

Nigdy nie mogłem sobie przypomnieć
tego co jeszcze nie stało się
tego co we mnie zostanie po mnie
zanim powieki przysypie śnieg

Nie zabieraj mi - na do widzenia
tamtych kilku chwil nie zamieniaj


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz