Opowiem Ci o śnie, który miałem kilka miesięcy temu. Pamiętam go jednak, jakby przyśnił mi się wczoraj. Zaczęło się od tego, że przez parę tygodni miałem, delikatnie mówiąc, kiepski nastrój. Po prostu taki był.
Któregoś wieczora oglądałem film sensacyjny. Chyba Blood And Bone. Klasyczna? napierdzielanka, facet wychodzi z pierdla i "na mieście" wplątuje się w walki uliczne za pieniądze. Coraz większe pieniądze. W końcu do gry dochodzą nie tylko pięści, ale też broń palna. Nie będę się tu rozkręcał na temat filmu (który nie był wcale zły, miał dość czytelne drugie dno - jak dla mnie jakieś 7,5/10). Po filmie zasnąłem.
Przyśniło mi się, że wplątałem się w coś bardzo, bardzo niedobrego. Ktoś przyłożył mi broń do głowy. Po krótkiej konwersacji pociągnął za spust. Zwykle wtedy podobno przelatuje człowiekowi przed oczami całe życie. Ktoś się boi bólu. Ja się go nie bałem. Nie czułem go. Czułem co innego. Strach przed tym, że odchodzę, a jeszcze chciałbym pojeździć na rowerze, pośmiać się z Patrycją, ulepić, kurwa, pieprzonego bałwana! Wszystko zaczęło gęstnieć, wirować, a ja wiedziałem, że nie zdążę się pożegnać. Że nic po mnie nie zostanie, że zniknę i nikt mnie nie zapamięta. Potem była tylko ciemność, otuliła mnie jak ciepły, miękki koc. Zacząłem się zapadać, coraz głębiej i coraz cieplej. I nic więcej nie było.
Obudziłem się i przez dłuższą chwilę nie mogłem się poruszyć. Wciąż czułem to odrętwienie, widziałem gęstą zupę mroku. I wiem jedno. Chcę zostawić po sobie jakiś ślad. Może jeszcze nie jest za późno.
To było tak realne.
Potem przyjdzie ciemność
Niski głos dobiegający z dołu
Odnajdzie mnie przyniesie
Słowa ciężkie jak ołów
I będę szedł powoli
Po bardzo stromych schodach
Nad rzekę zapomnienia
Nad rzekę skutą lodem...
Któregoś wieczora oglądałem film sensacyjny. Chyba Blood And Bone. Klasyczna? napierdzielanka, facet wychodzi z pierdla i "na mieście" wplątuje się w walki uliczne za pieniądze. Coraz większe pieniądze. W końcu do gry dochodzą nie tylko pięści, ale też broń palna. Nie będę się tu rozkręcał na temat filmu (który nie był wcale zły, miał dość czytelne drugie dno - jak dla mnie jakieś 7,5/10). Po filmie zasnąłem.
Przyśniło mi się, że wplątałem się w coś bardzo, bardzo niedobrego. Ktoś przyłożył mi broń do głowy. Po krótkiej konwersacji pociągnął za spust. Zwykle wtedy podobno przelatuje człowiekowi przed oczami całe życie. Ktoś się boi bólu. Ja się go nie bałem. Nie czułem go. Czułem co innego. Strach przed tym, że odchodzę, a jeszcze chciałbym pojeździć na rowerze, pośmiać się z Patrycją, ulepić, kurwa, pieprzonego bałwana! Wszystko zaczęło gęstnieć, wirować, a ja wiedziałem, że nie zdążę się pożegnać. Że nic po mnie nie zostanie, że zniknę i nikt mnie nie zapamięta. Potem była tylko ciemność, otuliła mnie jak ciepły, miękki koc. Zacząłem się zapadać, coraz głębiej i coraz cieplej. I nic więcej nie było.
Obudziłem się i przez dłuższą chwilę nie mogłem się poruszyć. Wciąż czułem to odrętwienie, widziałem gęstą zupę mroku. I wiem jedno. Chcę zostawić po sobie jakiś ślad. Może jeszcze nie jest za późno.
To było tak realne.
Potem przyjdzie ciemność
Niski głos dobiegający z dołu
Odnajdzie mnie przyniesie
Słowa ciężkie jak ołów
I będę szedł powoli
Po bardzo stromych schodach
Nad rzekę zapomnienia
Nad rzekę skutą lodem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz